dla tych, którzy nie znają tego cudownego grzybka zapraszam na stronę Klaudyny.. dowiesz się o nim chyba wszystkiego
zajrzyj KOMBUCZA – GRZYBEK HERBACIANY.kliknij też tu JAK ZROBIĆ KOMBUCZĘ?
Kombucze robię na okrągło kiedy jestem w domu u Rodziców, nauczyłam moją Mamę również i co jakiś czas eksperymentujemy.
Jeśli nigdy nie fermentowaliście niczego, to najłatwiej jest zacząć od kombuczy: bardzo trudno jest ją zepsuć, oglądanie jak się robi jest czystą przyjemnością (troszkę jakbyśmy mieli w domku zwierzątko), jest bardzo smaczna i oczywiście, zdrowa (laktobakterie:)).
Jeśli Was zaintrygował temat, to od razu odsyłam Was do postów o kombuczy, która przybliży Wam temat od strony teoretycznej:)
Krok pierwszy – znajdź kombuczę.To nie jest takie trudne.
Na początek będziemy potrzebować:
matki kombuczowej albo dwóch (patrz wyżej)
gorącej wody 2-3litry
2-3 łyżeczek zielonej herbaty
2-3 łyżeczek (małej garści) suszonych kwiatów hibiskusa
1/2 – 1 kubka brązowego cukru
1/2 – 1 kubka octu winnego/jabłkowego etc.
dużego słoika :)
Brzmi strasznie, ale to łatwe! Najpierw trzeba troszkę pokimbinować czyli zdobyć matkę herbacianą.
Skąd wziąć kombuczę? Kombucza, czyli symbiotyczna kultura drożdży i bakterii rozmnaża się najczęściej na samodzielnie robionych octach winnych czy owocowych.
Na początek jest kilka dróg, aby ją dostać:
- kupić na allegro
- dostać od znajomego (ja tam swoje rozdaję, bo potem mnożą się jak głupie)
- zrobić sobie ocet jabłkowy albo inny i poczekać aż na powierzchni zacznie się nam robić lekka „Galaretka” – to tzw. matka octu winnego, która w 90% (ja śmiem twierdzić że w 100:)) jest tym samym co kombucza
- kupić sobie dobry ekologiczny ocet jabłkowy, otworzyć go, zostawić w ciemnym miejscu i powinnna wyrosnąć nam matka
- kupić ocet ze sklepu i czasami wyrośnie tam matka, mi rosła standardowo na octach winnych firmy Develey:)
Krok drugi – robimy słodki napar herbaciany
Robimy napar herbaciany, ma to być w smaku taka mocna herbata. Ja na swoje około 2 litry dałam 2 łyżeczki herbaty zielonej i małą garść (ze 2-3 łyżeczki) suszonych kwiatów hibiskusa, które nadają przepięknej barwy oraz przyjemnej kwaskowatości. Herbata ma być po prostu wyraźna w smaku. Hibiskus jest przepyszny i osobiście: uwielbiam jego orzeźwiający smak. Suszone kwiaty kupiłam w sklepie dwie wsie dalej, więc na pewno Wy też znajdziecie bez problemu w sklepach z przyprawami, herbatami, supermarketach:)
Dla porządku dodam, że hibiskus zawiera trochę glinu i dlatego uważa się, że z hibiskusem powinny uważać kobiety w ciąży (nie pić więcej niż litr:)), malutkie dzieci (takie poniżej roczku) i osoby, które mają problem z nerkami. To jest raczej potencjalne ryzyko ale skoro wiem o takim szczególe, to Wam powiem:).
Tak więc, wracając do punktu drugiego.
Robimy sobie ten napar czyli zalewamy herbaty bardzo gorącą wodą (najlepiej filtrowaną albo przegotowaną i odstaną, ale filtrowana jest lepsza) i dodajemy do niego cukier. Cukier będzie pożywką dla naszej matki. Mieszamy. Na tym etapie można dodać inne dodatki smakowe:)
Jeśli chodzi o cukier, ja daję około 1 kubek na 2-3 litry, ale można z powodzeniem dać i 1/2 kubka. Używam cukru brązowego, który moim zdaniem jest mniej słodki. Jeśli używacie cukru zwykłego, zmniejszcie ilość o połowę.
Dodam, że kombuczy nie nakarmi stewia ani inne słodziki. Stary, dobry cukier, to jest to. Co do miodu, teoretycznie można, ale nie próbowałam (miód może zakłócać rozrost bakterii). Dajcie cukier.
Teraz pozwalamy przestygnąć naszemu naparowi, tak coby był ciepło-letni. Okolice 30 stopni są okey, mniej też może być:)
Krok trzeci: zakwaszamy i wrzucamy kombuczę
Napar trzeba zakwasić, żeby nasza matka dobrze się w nim czuła.
To znaczy nie zawsze trzeba, bo silna matka kombuczowa sama sobie zakwasi (wiem to z praktyki), ale zakwaszając bardzo jej pomagamy.
Ja daję zazwyczaj 1 /5 – 1 szklankę kombuczy z poprzedniej partii/
Nie macie kombuczy?
Nada się ocet winny, jabłkowy (byle nie spirytusowy!) albo sok wyciśnięty z 1-2 cytryn.
Kombucza lubi kwaskowatość.
Jeśli nasz napar jest już piękny, pachnący to wrzucamy kombuczę. Ja tam wrzucam ile mam, czasem trzy czasem cztery:)
Krok czwarty – czekamy na pracę matki i spijamy profity
Teraz przykrywamy sobie napar z gazą (muszki i te inne czychają na nasze pyszności!) i czekamy.
Im mocniejsza matka, tym szybciej przefermentuje
Im więcej ma cukru, tym czym szybciej przefermentuje
Im wyższa temperatura, tym szybciej przefermentuje.
W praktyce po około 4-5 dniach (zacznijcie kosztować 3 dnia!) herbata nadaje się do spożycia i przypomina w smaku lekko kwaskowatą nestea.
Ja po prostu ją sobie ulewam ze słoika, ale porządni ludzie mogą chcieć sobie przefiltrować kombuczę i przechowywać w lodówce, żeby spowolnić fermentację.,
Bardzo lubię, popijam sobie po szklaneczce, czasem dwie dziennie. Im cieplej tym bardziej smakuje!
Jeśli nigdy nie piliście, polecam zacząć od popijania połowy kubeczka, bo organizm musi się przyzwyczaić do tych bakterii probiotycznych:)
Co jeśli przetrzymacie matkę zbyt długo?
Z herbaty zrobi się nam pyszny, herbaciany i zupełnie naturalny ocet, z którym można zrobić milion rzeczy (napiszę Wam o tym zresztą kiedyś).
To najłatwiejszy sposób na zrobienie domowego octu, bo matka kombuczowa chroni go przed spleśnieniem i bakteriami z zewnątrz. To jest naprawdę najprzyjemniejszy sposób na zrobienie octu, niczym się nie martwicie, samo się robi:)
/ Klaudyna Hebda klaudynahebda.pl /